Araukaria #1: Poczucie Przynależności i Magia Bycia Widzianym
Opublikowano: 26 lipca 2024
Podsumowanie
Pierwszy odcinek Araukarii bada głęboką potrzebę przynależności dla uzdrowienia, czerpiąc inspirację z drzew Araukarii i opowieści o akceptacji, aby podkreślić znaczenie autentycznych więzi dla naszego dobrostanu.Posłuchaj
Transkrypcja
Słuchacie Araukari. Jaką historię potrzebuję usłyszeć, żeby wyzdrowieć?
Jest takie powiedzenie, niewinność jest matką innowacji. To jest moja inspiracja do tworzenia tego podcastu. Mam nadzieję, że zaprowadzi mnie w ciekawe miejsce, bo nie jestem jeszcze pewna, co to będzie za podcast, ale wiem na pewno, że chcę dzielić się różnymi historiami. Chcę je tworzyć, opowiadać, zapraszać do współtworzenia różnych historii i opowieści. Żebyśmy zadawali sobie co jakiś czas pytanie, tutaj razem, wspólnie, ale też każdy z nas osobno: Jaką historię potrzebuję usłyszeć, żeby wyzdrowieć?
Dlaczego Araukaria? Araukaria to był tytuł opowiadania terapeutycznego dla kobiet, które napisałam bardzo dawno temu. Nawet chciałam je tutaj przeczytać, ale nie mogłam go znaleźć. Pomyślałam sobie, że może to jest dobry powód, żeby stworzyć nową historię, nową opowieść.
Araukaria to jest piękne, jak dla mnie majestatyczne drzewo. Jedna z najstarszych roślin na świecie. Rośnie głównie w obszarach górskich dzisiejszego Chile. Jest już tam bardzo długo. Ludzie, którzy zamieszkują te tereny, z tymi drzewami żyli zawsze w niezwykłej symbiozie i takim ogromnym szacunku. Korzystali z zasobów tych drzew, ale jednocześnie okazywali niezwykłą wdzięczność. Można powiedzieć, czcili te drzewa jako święte. Drzewa jako święte. Nazywali najdojrzalszą araukarię rodzaju żeńskiego matką, a rodzaju męskiego ojcem lasu. Do dzisiaj Araukanie, bo tak siebie nazwali na cześć tego drzewa, wierzą, że to jest święta para, rodzice lasu, a ich korzenie są połączone, na dowód tego, że wszyscy jesteśmy połączeni.
To jest piękna historia. Pomyślałam sobie, że to mógłby być temat pierwszego odcinka tego podcastu - poczucie przynależności. To jest bardzo ważny temat, jak się okazuje, z punktu widzenia psychologii, ale pewnie nie tylko. Natomiast dlatego, że jestem psycholożką i terapeutką, pomyślałam sobie, że ten kontekst badań na temat poczucia przynależności i jak ważna to jest potrzeba dla naszego rozwoju i dla nas wszystkich, zwłaszcza dzisiaj, warto poświęcić temu troszeczkę miejsca.
Z racji tej, że bardzo lubię opowieści i historie, w tym czasie, kiedy myślałam o tym, że to jest dobry temat na pierwszy odcinek, trafiłam na niezwykłą książkę dla dzieci. Jestem fanką picturebooków i książek dla dzieci. Jest to opowieść, której bohaterem jest Rumpelchwast. Rumpelchwast ma pięć krzywych zębów, trzy strąki włosów, zieloną skórę, a jego lewa stopa jest ciut większa od prawej. Jest dziwny. Czy raczej uważa się za dziwnego i niegodnego akceptacji. To, co też zwraca uwagę, to to, że nosi na głowie skórkę od banana. Raczej większość czasu spędza w swojej kryjówce. Do pewnego dnia. Wtedy wszystko się zmienia.
To jest piękna, naprawdę wzruszająca opowieść o ogromnej potrzebie akceptacji. O tym, że każdy z nas ma w sobie coś z Rumpla. Ma w sobie coś dziwnego, co potrzebuje tej akceptacji. To jest historia o magii przynależności. Zresztą została ta książka doceniona, bo stała się książką roku. Bestselerem, ale nie to jest pewnie najważniejsze. Natomiast to, że tak zarezonowała, że jakoś tak trafiła do ludzi, podejrzewam, że nie tylko do dzieci, ale też do dorosłych, świadczy o tym, jak ogromnie ważna jest właśnie ta potrzeba przynależności.
Tutaj warto się odwołać do kilku naukowców i kilku psychologów, którzy ten temat podejmowali i też badali. Od kogo by tu zacząć? Tak sobie myślę, że warto byłoby wspomnieć taką przełomową pracę o potrzebie przynależności, "The need to belong", o właśnie sensie przynależności, ale też związku właśnie przynależności z motywacją i poczuciem sensu życia.
Byli to dwaj naukowcy, Roy Baumeister i Mark Leary, którzy w 1995 roku opublikowali można by powiedzieć przełomowe dzieło czy badania, gdzie spróbowali podsumować badania, rozważania na temat poczucia przynależności. To co odkryli pewnie nie wydaje się jakoś zaskakujące - że przynależność wzmacnia odporność psychiczną, jest tak naprawdę niezależna od kultury, od wieku, od narodowości, od doświadczeń, że to jest uniwersalna potrzeba tak ważna dla naszego rozwoju, że w zasadzie nie jesteśmy w stanie się rozwijać bez zaspokojenia tej potrzeby.
To by się zgadzało też z dzisiejszymi badaniami już bardziej współczesnymi, gdzie możemy się odwołać do neuroobrazowania i widzimy w jaki sposób to wpływa na nasz mózg, kiedy nawiązujemy takie autentyczne, bliskie relacje. Bo tu nie chodzi oczywiście o znajomości, o ilości tych znajomych, chodzi o tak zwany small talk. Nigdy nie byłam w tym dobra, a nawet bym powiedziała, że bardzo tego nie lubię, ale pewnie nie bez powodu zostałam terapeutką. Bliskie mi zawsze były takie głębsze rozmowy, takie gdzie rzeczywiście mamy poczucie, że jest jakiś rodzaj bliskości odsłonięcia się.
Badania faktycznie to potwierdzają - że kiedy nawiązujemy takie relacje i kiedy przede wszystkim pielęgnujemy takie relacje, gdzie nie chodzi tylko o wspólne spędzanie czasu, wspólne rozrywki, tylko o autentyczną bliskość, to wpływa to na nasz mózg, wpływa to na nasz układ nerwowy. Można powiedzieć, że aktywują się systemy zaangażowania społecznego, które są tak ważne dla naszej regulacji układu nerwowego, dla regulacji naszych emocji. Kiedy jesteśmy w stanie poczuć się w relacji z kimś bezpiecznie, kiedy czujemy się autentycznie widziani i słyszani, to dzięki temu nasz układ nerwowy wchodzi właśnie w stan bezpieczeństwa, doświadczamy zaufania, spokoju, regulacji.
To można bardzo łatwo sprawdzić, kiedy ktoś do nas mówi spokojnym, ciepłym tonem, patrzy na nas z życzliwością, uśmiecha się szczerze. Kiedy czujemy tę autentyczność, to nie jest rodzaj kurtuacji - zmienia się nasze doświadczenie, zmienia się nasze doświadczenie bycia człowiekiem, bycia w relacji. Nagle możemy się poczuć jak u siebie, możemy pokazać te części nas, które niekoniecznie są takie atrakcyjne na pierwszy rzut oka, akceptowalne, ale to właśnie wtedy nawiązujemy autentyczną więź.
Jak twierdzi Deb Dana, psychoterapeutka, wykładowczyni, która opowiada o teorii poliwagalnej w bardzo przystępny sposób, jesteśmy zaprogramowani, by łączyć się z innymi. To jest niemalże nasza biologiczna potrzeba. Jeden z rozdziałów swojej książki zaczyna takim cytatem, który chciałabym teraz przytoczyć: "Całkiem możliwe, że ci najbardziej dostosowani, najsilniejsi, to równocześnie ci najłagodniejsi, ponieważ przetrwanie często wymaga wzajemnej pomocy i współdziałania."
Jakoś bardzo do mnie przemawiają te słowa, zwłaszcza że Deb Dana kontynuuje później to, opisując czym jest koregulacja, czym jest wzajemność w relacji i jak ma to ogromne znaczenie dla nas, dla naszego poczucia dobrostanu, szczęścia. To jest właśnie to poczucie i ten stan bycia sobą.
Spróbuj teraz sobie przypomnieć taki moment, taką sytuację ze swojego życia, jakieś wydarzenie albo po prostu taki czas, kiedy czułaś się w pełni sobą. Kto tam był? Co się wtedy działo? Jeśli nie masz tego doświadczenia, możesz je sobie wyobrazić. Wyobraź sobie, że jesteś w miejscu, w którym w końcu możesz się rozluźnić. Możesz odpuścić. W miejscu, w którym otaczają cię ludzie, którzy patrzą na ciebie z życzliwością, miękkim spojrzeniem, uśmiechają się.
Czujesz emanujące z nich ciepło i akceptację, czujesz, że to nie ma znaczenia czy masz jak Rumpelchwast pięć krzywych zębów, czy trzy włosy na głowie, czy nosisz skórkę od banana - jesteś tu mile widziany taki jaki jesteś i nie musisz kompletnie niczego zmieniać. Sprawdź jak się czujesz, jak zmienia się twój oddech, czego doświadczasz w klatce piersiowej, może w sercu, jakie to uczucie być w grupie osób które przyjmują cię takim jaki jesteś.
To jest takie krótkie ćwiczenie, które pomaga rozwijać w sobie ten stan, bo nie wszyscy mieliśmy tyle szczęścia, żeby doświadczyć takiej więzi na przykład we wczesnym dzieciństwie. Możemy sobie to wyobrażać, możemy to praktykować jak rodzaj medytacji i może to być doświadczenie, które będzie zmieniało naszą fizjologię.
Wiem, że to brzmi dość magicznie, ale nie ma w tym magii - to jest właśnie ta mądrość układu nerwowego. Nawet jeśli nie było to naszym doświadczeniem we wczesnym dzieciństwie w bezpiecznej więzi, o której pisali i badali Bowlby czy Ainsworth, nawet jeśli nie było takiej osoby w naszym życiu której potrzebowaliśmy, która patrzyłaby na nas w ten sposób z różnych powodów, to nie oznacza że jest to niemożliwe doświadczenie dla nas.
Możemy to w sobie ćwiczyć w ten sposób, możemy też skorzystać z terapii i dzięki właśnie tej koregulacji terapeuty możemy doświadczać tego jak to jest czuć tę pełnię akceptacji, jak to jest doświadczać tego wyregulowanego układu nerwowego, co to zmienia w nas, na co możemy sobie pozwolić, na co nie pozwalaliśmy sobie wcześniej.
Możemy doświadczyć tego uczucia przynależności, a że jest to jedna z podstawowych potrzeb - bo już Abraham Maslow na piramidzie potrzeb umieścił potrzeby przynależności można powiedzieć wśród tych podstawowych potrzeb - to warto o to zadbać. To jest coś, co może przebudować nasze odczuwanie siebie, ale też naszą relację z innymi, ze światem.
To co się dzieje z nami kiedy nie mamy tego doświadczenia, kiedy funkcjonujemy w takim trybie przetrwania zgodnie z teorią poliwagalną, a nie w tym układzie odczuwania społecznego, to możemy funkcjonować albo w jakiejś izolacji, zamknięciu, albo ciągle być w trybie walki bądź ucieczki. To jest jednak tryb przetrwania - wtedy się nie rozluźniamy, wtedy nie doświadczamy pełni swoich możliwości, doświadczamy bywa że lęku, zaburzeń nastroju, popadamy w depresję. Generalnie nie służy to naszemu zdrowiu, a właśnie taki deficyt tego poczucia przynależności dlatego tak bardzo ważne jest żeby o to zadbać.
Z natury jesteśmy istotami społecznymi, które wchodzą w interakcje, tworzą relacje z innymi. Badania Johna Cacioppo nad tym, jakie skutki czy konsekwencje przynosi bycie w izolacji, w samotności pokazują wyraźnie, że to bardzo nam nie służy - nie służy naszemu zdrowiu psychicznemu, ale też zdrowiu fizycznemu, bo cierpi nad tym nasz układ odpornościowy. Doświadczamy różnych objawów somatycznych, ale też popadamy w depresję, doświadczamy lęku.
To co jest też charakterystyczne, to kiedy doświadczamy takiej permanentnej samotności, poziom kortyzolu jest stale podwyższony. Nie jesteśmy w stanie się tak naprawdę wyregulować, rozluźnić, doświadczać tych połączeń z samymi sobą, ale też z otoczeniem, z innymi, z naturą, ze zwierzętami, z innymi ludźmi.
Poczucie przynależności pomaga nam to odbudować, pomaga nam wyjść z tego. Ważny jest też ruch wzajemności - że dajemy i bierzemy, że to jest rodzaj takiego przepływu. Czasem kiedy bliska nam osoba choruje i doświadcza jakiejś słabości, to wtedy zazwyczaj naturalnie więcej dajemy, wspieramy tę osobę. Dzięki temu ona może potem doświadczyć wdzięczności, ale też może potem to oddać czy nam albo komuś innemu - nie ma to już znaczenia. Chodzi o to, że jedno uruchamia drugie, że ten ruch jest taki ważny. Ta energia wzajemności, przekazywania tej autentyczności, jakiegoś rodzaju dobra, można by nawet tak określić.
Pracuję często z osobami dorosłymi, ale też z dziećmi z zaburzeniami więzi, czyli z osobami, którym zabrakło tego poczucia przynależności, w których życiu zabrakło tej jednej osoby, która byłaby tym odzwierciedleniem, tym takim lustrem, w którym można by się przejrzeć w taki dobry, pełen miłości, akceptujący sposób.
To, czego doświadczają takie osoby, to jakiś rodzaj takiej pustki, taki rodzaj jakiejś dziury, wyrwy w sercu, jakiegoś braku, takiej rany, takiej opowieści w milczeniu, takiego niewypowiedzianego cierpienia. To nie jest tak, że te osoby umieją to nazwać, określić, co się z nimi dzieje. Po prostu jest to coś, co im towarzyszy stale. Jakiś rodzaj takiego bólu.
Jak pokazują badania, ten ból jest niemalże tak odczuwalny i dotkliwy, jak ból fizyczny. Można sobie wyobrazić, że ktoś z taką raną doświadcza permanentnie bólu. Czasem jest pomocne, żeby właśnie być taką osobą, towarzyszyć jej. Nie chodzi o to, żeby nagle tę pustkę wypełnić, albo tę dziurę zasypać, albo tę ranę zabliźnić w jakiś magiczny sposób. To jest bardzo długi proces.
Bywa, że leczące i uzdrawiające jest po prostu bycie i towarzyszenie cierpliwe tej osobie. Z takim uszanowaniem tej rany. Jednocześnie okazywanie tej akceptacji, miłości. To mogą być proste gesty. To może być spojrzenie w oczy życzliwe. To może być po prostu uśmiech, ciepły ton głosu. To może być chwycenie za rękę albo położenie dłoni na plecach. Wtedy kiedy taka osoba doświadcza jakiejś trudności, chwili zwątpienia. Albo kiedy ta rana wraca i się odzywa.
Tak właśnie bywa, że takie wczesne zranienia się potem odzywają. Wracają jak bumerang. Nawet jeśli tego nie chcemy i nawet jeśli nad tym długo już pracujemy, to bywa że jakiś trigger, jakiś bodziec sprawia, że nagle się cofamy do tego lęku, do tego poczucia odrzucenia, do tego stanu bycia niechcianym, do tych momentów kiedy nie było tego połączenia, tej więzi, a była tylko pustka. To są bardzo trudne momenty.
Takie utulenie tego poczucia, tego stanu jest bardzo ważne. Najlepiej świadczy o tym jak to jest ważne i jak łatwo możemy się strygerować właśnie eksperyment, który przytaczają w swojej książce Roy Baumeister i Mark Leary, kiedy zaproszono do eksperymentu przekazywania piłki kilka w zasadzie nieznajomych sobie osób i część osób była ignorowana przy przekazywaniu tej piłki. To jest niesamowite, jak bardzo to wpłynęło na samopoczucie tych osób, jak się poczuły odrzucone, zignorowane, niewidziane, jak te rany się odezwały, jak mocno to zarezonowało.
To jest ważne, żebyśmy w kontaktach z innymi faktycznie byli autentyczni, byli obecni, uważni, żebyśmy nawzajem dawali sobie to poczucie "widzę Cię, słyszę Cię, rozumiem co mówisz". Żeby to nie były tylko puste słowa, ale żeby autentycznie to był taki rodzaj bycia. Bycia w kontakcie właśnie z tego miejsca. Z tego miejsca autentycznego bycia. Z tej wewnętrznej łagodności, uważności.
Oczywiście to nie jest tak, że udaje się nam to stale, cały czas, ze wszystkimi - czasem to jest bardzo trudne, ale chodzi o to, żebyśmy próbowali. Żebyśmy pamiętali o tym, że wszyscy jesteśmy połączeni, że łączą nas wspólne korzenie, wspólne nici i że możemy przekazywać sobie coś dobrego. Niezależnie od tego co było w przeszłości, co się dzieje wokół, możemy próbować wykonywać ten wysiłek i starać się emanować z tego miejsca, które pozwala doświadczać tego połączenia. Tak jak to opisują Araukanie w przypadku drzew.
No to chyba udało się nagrać ten pierwszy odcinek, a przynajmniej mam taką nadzieję, że udało się tego wysłuchać do końca. Wszystkim, którzy zostali do końca, bardzo dziękuję i mam nadzieję, że będę nagrywała dalej. Poszło zupełnie inaczej niż planowałam, niż się przygotowywałam. Ale doświadczam teraz bardzo miłych doznań. Ekscytacji i takiego zadowolenia, że udało się to zrobić. Poopowiadać tutaj trochę o tym, co bliskie jest też mojemu sercu bardzo.
Dziękuję raz jeszcze. Dzięki. Do usłyszenia.
Jest takie powiedzenie, niewinność jest matką innowacji. To jest moja inspiracja do tworzenia tego podcastu. Mam nadzieję, że zaprowadzi mnie w ciekawe miejsce, bo nie jestem jeszcze pewna, co to będzie za podcast, ale wiem na pewno, że chcę dzielić się różnymi historiami. Chcę je tworzyć, opowiadać, zapraszać do współtworzenia różnych historii i opowieści. Żebyśmy zadawali sobie co jakiś czas pytanie, tutaj razem, wspólnie, ale też każdy z nas osobno: Jaką historię potrzebuję usłyszeć, żeby wyzdrowieć?
Dlaczego Araukaria? Araukaria to był tytuł opowiadania terapeutycznego dla kobiet, które napisałam bardzo dawno temu. Nawet chciałam je tutaj przeczytać, ale nie mogłam go znaleźć. Pomyślałam sobie, że może to jest dobry powód, żeby stworzyć nową historię, nową opowieść.
Araukaria to jest piękne, jak dla mnie majestatyczne drzewo. Jedna z najstarszych roślin na świecie. Rośnie głównie w obszarach górskich dzisiejszego Chile. Jest już tam bardzo długo. Ludzie, którzy zamieszkują te tereny, z tymi drzewami żyli zawsze w niezwykłej symbiozie i takim ogromnym szacunku. Korzystali z zasobów tych drzew, ale jednocześnie okazywali niezwykłą wdzięczność. Można powiedzieć, czcili te drzewa jako święte. Drzewa jako święte. Nazywali najdojrzalszą araukarię rodzaju żeńskiego matką, a rodzaju męskiego ojcem lasu. Do dzisiaj Araukanie, bo tak siebie nazwali na cześć tego drzewa, wierzą, że to jest święta para, rodzice lasu, a ich korzenie są połączone, na dowód tego, że wszyscy jesteśmy połączeni.
To jest piękna historia. Pomyślałam sobie, że to mógłby być temat pierwszego odcinka tego podcastu - poczucie przynależności. To jest bardzo ważny temat, jak się okazuje, z punktu widzenia psychologii, ale pewnie nie tylko. Natomiast dlatego, że jestem psycholożką i terapeutką, pomyślałam sobie, że ten kontekst badań na temat poczucia przynależności i jak ważna to jest potrzeba dla naszego rozwoju i dla nas wszystkich, zwłaszcza dzisiaj, warto poświęcić temu troszeczkę miejsca.
Z racji tej, że bardzo lubię opowieści i historie, w tym czasie, kiedy myślałam o tym, że to jest dobry temat na pierwszy odcinek, trafiłam na niezwykłą książkę dla dzieci. Jestem fanką picturebooków i książek dla dzieci. Jest to opowieść, której bohaterem jest Rumpelchwast. Rumpelchwast ma pięć krzywych zębów, trzy strąki włosów, zieloną skórę, a jego lewa stopa jest ciut większa od prawej. Jest dziwny. Czy raczej uważa się za dziwnego i niegodnego akceptacji. To, co też zwraca uwagę, to to, że nosi na głowie skórkę od banana. Raczej większość czasu spędza w swojej kryjówce. Do pewnego dnia. Wtedy wszystko się zmienia.
To jest piękna, naprawdę wzruszająca opowieść o ogromnej potrzebie akceptacji. O tym, że każdy z nas ma w sobie coś z Rumpla. Ma w sobie coś dziwnego, co potrzebuje tej akceptacji. To jest historia o magii przynależności. Zresztą została ta książka doceniona, bo stała się książką roku. Bestselerem, ale nie to jest pewnie najważniejsze. Natomiast to, że tak zarezonowała, że jakoś tak trafiła do ludzi, podejrzewam, że nie tylko do dzieci, ale też do dorosłych, świadczy o tym, jak ogromnie ważna jest właśnie ta potrzeba przynależności.
Tutaj warto się odwołać do kilku naukowców i kilku psychologów, którzy ten temat podejmowali i też badali. Od kogo by tu zacząć? Tak sobie myślę, że warto byłoby wspomnieć taką przełomową pracę o potrzebie przynależności, "The need to belong", o właśnie sensie przynależności, ale też związku właśnie przynależności z motywacją i poczuciem sensu życia.
Byli to dwaj naukowcy, Roy Baumeister i Mark Leary, którzy w 1995 roku opublikowali można by powiedzieć przełomowe dzieło czy badania, gdzie spróbowali podsumować badania, rozważania na temat poczucia przynależności. To co odkryli pewnie nie wydaje się jakoś zaskakujące - że przynależność wzmacnia odporność psychiczną, jest tak naprawdę niezależna od kultury, od wieku, od narodowości, od doświadczeń, że to jest uniwersalna potrzeba tak ważna dla naszego rozwoju, że w zasadzie nie jesteśmy w stanie się rozwijać bez zaspokojenia tej potrzeby.
To by się zgadzało też z dzisiejszymi badaniami już bardziej współczesnymi, gdzie możemy się odwołać do neuroobrazowania i widzimy w jaki sposób to wpływa na nasz mózg, kiedy nawiązujemy takie autentyczne, bliskie relacje. Bo tu nie chodzi oczywiście o znajomości, o ilości tych znajomych, chodzi o tak zwany small talk. Nigdy nie byłam w tym dobra, a nawet bym powiedziała, że bardzo tego nie lubię, ale pewnie nie bez powodu zostałam terapeutką. Bliskie mi zawsze były takie głębsze rozmowy, takie gdzie rzeczywiście mamy poczucie, że jest jakiś rodzaj bliskości odsłonięcia się.
Badania faktycznie to potwierdzają - że kiedy nawiązujemy takie relacje i kiedy przede wszystkim pielęgnujemy takie relacje, gdzie nie chodzi tylko o wspólne spędzanie czasu, wspólne rozrywki, tylko o autentyczną bliskość, to wpływa to na nasz mózg, wpływa to na nasz układ nerwowy. Można powiedzieć, że aktywują się systemy zaangażowania społecznego, które są tak ważne dla naszej regulacji układu nerwowego, dla regulacji naszych emocji. Kiedy jesteśmy w stanie poczuć się w relacji z kimś bezpiecznie, kiedy czujemy się autentycznie widziani i słyszani, to dzięki temu nasz układ nerwowy wchodzi właśnie w stan bezpieczeństwa, doświadczamy zaufania, spokoju, regulacji.
To można bardzo łatwo sprawdzić, kiedy ktoś do nas mówi spokojnym, ciepłym tonem, patrzy na nas z życzliwością, uśmiecha się szczerze. Kiedy czujemy tę autentyczność, to nie jest rodzaj kurtuacji - zmienia się nasze doświadczenie, zmienia się nasze doświadczenie bycia człowiekiem, bycia w relacji. Nagle możemy się poczuć jak u siebie, możemy pokazać te części nas, które niekoniecznie są takie atrakcyjne na pierwszy rzut oka, akceptowalne, ale to właśnie wtedy nawiązujemy autentyczną więź.
Jak twierdzi Deb Dana, psychoterapeutka, wykładowczyni, która opowiada o teorii poliwagalnej w bardzo przystępny sposób, jesteśmy zaprogramowani, by łączyć się z innymi. To jest niemalże nasza biologiczna potrzeba. Jeden z rozdziałów swojej książki zaczyna takim cytatem, który chciałabym teraz przytoczyć: "Całkiem możliwe, że ci najbardziej dostosowani, najsilniejsi, to równocześnie ci najłagodniejsi, ponieważ przetrwanie często wymaga wzajemnej pomocy i współdziałania."
Jakoś bardzo do mnie przemawiają te słowa, zwłaszcza że Deb Dana kontynuuje później to, opisując czym jest koregulacja, czym jest wzajemność w relacji i jak ma to ogromne znaczenie dla nas, dla naszego poczucia dobrostanu, szczęścia. To jest właśnie to poczucie i ten stan bycia sobą.
Spróbuj teraz sobie przypomnieć taki moment, taką sytuację ze swojego życia, jakieś wydarzenie albo po prostu taki czas, kiedy czułaś się w pełni sobą. Kto tam był? Co się wtedy działo? Jeśli nie masz tego doświadczenia, możesz je sobie wyobrazić. Wyobraź sobie, że jesteś w miejscu, w którym w końcu możesz się rozluźnić. Możesz odpuścić. W miejscu, w którym otaczają cię ludzie, którzy patrzą na ciebie z życzliwością, miękkim spojrzeniem, uśmiechają się.
Czujesz emanujące z nich ciepło i akceptację, czujesz, że to nie ma znaczenia czy masz jak Rumpelchwast pięć krzywych zębów, czy trzy włosy na głowie, czy nosisz skórkę od banana - jesteś tu mile widziany taki jaki jesteś i nie musisz kompletnie niczego zmieniać. Sprawdź jak się czujesz, jak zmienia się twój oddech, czego doświadczasz w klatce piersiowej, może w sercu, jakie to uczucie być w grupie osób które przyjmują cię takim jaki jesteś.
To jest takie krótkie ćwiczenie, które pomaga rozwijać w sobie ten stan, bo nie wszyscy mieliśmy tyle szczęścia, żeby doświadczyć takiej więzi na przykład we wczesnym dzieciństwie. Możemy sobie to wyobrażać, możemy to praktykować jak rodzaj medytacji i może to być doświadczenie, które będzie zmieniało naszą fizjologię.
Wiem, że to brzmi dość magicznie, ale nie ma w tym magii - to jest właśnie ta mądrość układu nerwowego. Nawet jeśli nie było to naszym doświadczeniem we wczesnym dzieciństwie w bezpiecznej więzi, o której pisali i badali Bowlby czy Ainsworth, nawet jeśli nie było takiej osoby w naszym życiu której potrzebowaliśmy, która patrzyłaby na nas w ten sposób z różnych powodów, to nie oznacza że jest to niemożliwe doświadczenie dla nas.
Możemy to w sobie ćwiczyć w ten sposób, możemy też skorzystać z terapii i dzięki właśnie tej koregulacji terapeuty możemy doświadczać tego jak to jest czuć tę pełnię akceptacji, jak to jest doświadczać tego wyregulowanego układu nerwowego, co to zmienia w nas, na co możemy sobie pozwolić, na co nie pozwalaliśmy sobie wcześniej.
Możemy doświadczyć tego uczucia przynależności, a że jest to jedna z podstawowych potrzeb - bo już Abraham Maslow na piramidzie potrzeb umieścił potrzeby przynależności można powiedzieć wśród tych podstawowych potrzeb - to warto o to zadbać. To jest coś, co może przebudować nasze odczuwanie siebie, ale też naszą relację z innymi, ze światem.
To co się dzieje z nami kiedy nie mamy tego doświadczenia, kiedy funkcjonujemy w takim trybie przetrwania zgodnie z teorią poliwagalną, a nie w tym układzie odczuwania społecznego, to możemy funkcjonować albo w jakiejś izolacji, zamknięciu, albo ciągle być w trybie walki bądź ucieczki. To jest jednak tryb przetrwania - wtedy się nie rozluźniamy, wtedy nie doświadczamy pełni swoich możliwości, doświadczamy bywa że lęku, zaburzeń nastroju, popadamy w depresję. Generalnie nie służy to naszemu zdrowiu, a właśnie taki deficyt tego poczucia przynależności dlatego tak bardzo ważne jest żeby o to zadbać.
Z natury jesteśmy istotami społecznymi, które wchodzą w interakcje, tworzą relacje z innymi. Badania Johna Cacioppo nad tym, jakie skutki czy konsekwencje przynosi bycie w izolacji, w samotności pokazują wyraźnie, że to bardzo nam nie służy - nie służy naszemu zdrowiu psychicznemu, ale też zdrowiu fizycznemu, bo cierpi nad tym nasz układ odpornościowy. Doświadczamy różnych objawów somatycznych, ale też popadamy w depresję, doświadczamy lęku.
To co jest też charakterystyczne, to kiedy doświadczamy takiej permanentnej samotności, poziom kortyzolu jest stale podwyższony. Nie jesteśmy w stanie się tak naprawdę wyregulować, rozluźnić, doświadczać tych połączeń z samymi sobą, ale też z otoczeniem, z innymi, z naturą, ze zwierzętami, z innymi ludźmi.
Poczucie przynależności pomaga nam to odbudować, pomaga nam wyjść z tego. Ważny jest też ruch wzajemności - że dajemy i bierzemy, że to jest rodzaj takiego przepływu. Czasem kiedy bliska nam osoba choruje i doświadcza jakiejś słabości, to wtedy zazwyczaj naturalnie więcej dajemy, wspieramy tę osobę. Dzięki temu ona może potem doświadczyć wdzięczności, ale też może potem to oddać czy nam albo komuś innemu - nie ma to już znaczenia. Chodzi o to, że jedno uruchamia drugie, że ten ruch jest taki ważny. Ta energia wzajemności, przekazywania tej autentyczności, jakiegoś rodzaju dobra, można by nawet tak określić.
Pracuję często z osobami dorosłymi, ale też z dziećmi z zaburzeniami więzi, czyli z osobami, którym zabrakło tego poczucia przynależności, w których życiu zabrakło tej jednej osoby, która byłaby tym odzwierciedleniem, tym takim lustrem, w którym można by się przejrzeć w taki dobry, pełen miłości, akceptujący sposób.
To, czego doświadczają takie osoby, to jakiś rodzaj takiej pustki, taki rodzaj jakiejś dziury, wyrwy w sercu, jakiegoś braku, takiej rany, takiej opowieści w milczeniu, takiego niewypowiedzianego cierpienia. To nie jest tak, że te osoby umieją to nazwać, określić, co się z nimi dzieje. Po prostu jest to coś, co im towarzyszy stale. Jakiś rodzaj takiego bólu.
Jak pokazują badania, ten ból jest niemalże tak odczuwalny i dotkliwy, jak ból fizyczny. Można sobie wyobrazić, że ktoś z taką raną doświadcza permanentnie bólu. Czasem jest pomocne, żeby właśnie być taką osobą, towarzyszyć jej. Nie chodzi o to, żeby nagle tę pustkę wypełnić, albo tę dziurę zasypać, albo tę ranę zabliźnić w jakiś magiczny sposób. To jest bardzo długi proces.
Bywa, że leczące i uzdrawiające jest po prostu bycie i towarzyszenie cierpliwe tej osobie. Z takim uszanowaniem tej rany. Jednocześnie okazywanie tej akceptacji, miłości. To mogą być proste gesty. To może być spojrzenie w oczy życzliwe. To może być po prostu uśmiech, ciepły ton głosu. To może być chwycenie za rękę albo położenie dłoni na plecach. Wtedy kiedy taka osoba doświadcza jakiejś trudności, chwili zwątpienia. Albo kiedy ta rana wraca i się odzywa.
Tak właśnie bywa, że takie wczesne zranienia się potem odzywają. Wracają jak bumerang. Nawet jeśli tego nie chcemy i nawet jeśli nad tym długo już pracujemy, to bywa że jakiś trigger, jakiś bodziec sprawia, że nagle się cofamy do tego lęku, do tego poczucia odrzucenia, do tego stanu bycia niechcianym, do tych momentów kiedy nie było tego połączenia, tej więzi, a była tylko pustka. To są bardzo trudne momenty.
Takie utulenie tego poczucia, tego stanu jest bardzo ważne. Najlepiej świadczy o tym jak to jest ważne i jak łatwo możemy się strygerować właśnie eksperyment, który przytaczają w swojej książce Roy Baumeister i Mark Leary, kiedy zaproszono do eksperymentu przekazywania piłki kilka w zasadzie nieznajomych sobie osób i część osób była ignorowana przy przekazywaniu tej piłki. To jest niesamowite, jak bardzo to wpłynęło na samopoczucie tych osób, jak się poczuły odrzucone, zignorowane, niewidziane, jak te rany się odezwały, jak mocno to zarezonowało.
To jest ważne, żebyśmy w kontaktach z innymi faktycznie byli autentyczni, byli obecni, uważni, żebyśmy nawzajem dawali sobie to poczucie "widzę Cię, słyszę Cię, rozumiem co mówisz". Żeby to nie były tylko puste słowa, ale żeby autentycznie to był taki rodzaj bycia. Bycia w kontakcie właśnie z tego miejsca. Z tego miejsca autentycznego bycia. Z tej wewnętrznej łagodności, uważności.
Oczywiście to nie jest tak, że udaje się nam to stale, cały czas, ze wszystkimi - czasem to jest bardzo trudne, ale chodzi o to, żebyśmy próbowali. Żebyśmy pamiętali o tym, że wszyscy jesteśmy połączeni, że łączą nas wspólne korzenie, wspólne nici i że możemy przekazywać sobie coś dobrego. Niezależnie od tego co było w przeszłości, co się dzieje wokół, możemy próbować wykonywać ten wysiłek i starać się emanować z tego miejsca, które pozwala doświadczać tego połączenia. Tak jak to opisują Araukanie w przypadku drzew.
No to chyba udało się nagrać ten pierwszy odcinek, a przynajmniej mam taką nadzieję, że udało się tego wysłuchać do końca. Wszystkim, którzy zostali do końca, bardzo dziękuję i mam nadzieję, że będę nagrywała dalej. Poszło zupełnie inaczej niż planowałam, niż się przygotowywałam. Ale doświadczam teraz bardzo miłych doznań. Ekscytacji i takiego zadowolenia, że udało się to zrobić. Poopowiadać tutaj trochę o tym, co bliskie jest też mojemu sercu bardzo.
Dziękuję raz jeszcze. Dzięki. Do usłyszenia.